Tak kuzyn Yamala nazwał Szymona Marciniaka. Powiedział mi to wprost. Jedno słowo
Korespondencja z Hiszpanii
Nie milkną echa meczu Interu Mediolan — FC Barcelona (4:3) w półfinale Ligi Mistrzów. Zwłaszcza w Katalonii nie mogą zapomnieć o wtorkowym wieczorze, podczas którego wicemistrzowie Hiszpanii pożegnali się z tymi prestiżowymi rozgrywkami.
Za głównego winowajcę uważa się Szymona Marciniaka. Polski sędzia miał podjąć kilka decyzji, które przyczyniły się do odpadnięcia Blaugrany. Z podobnego założenia wychodzi kuzyn Lamine'a Yamala, z którym PS Onet porozmawiał podczas wizyty w Mataró, rodzinnej miejscowości gwiazdy Barcelony.
Oto fragment tekstu, który w całości można przeczytać pod tym linkiem:
"Właściciel baru nie tylko nie chce rozmawiać o słynnym krewnym. Nie chce się wręcz przyznać, że jest z "tych" Yamalów. A właściwie Nasraouich, bo Mounir to jego brat.
Młodszy mężczyzna za barem, który okazuje się kuzynem piłkarza, też nabiera wody w usta. — Porozmawiamy po zdobyciu Złotej Piłki — rzuca Mohamed Abde z miną nieznoszącą sprzeciwu.
— OK, jesteśmy umówieni. Tylko na kiedy? — odpowiadam.
— No jasne, że w tym roku. Gala jest jakoś jesienią.
— Do zobaczenia w listopadzie — włącza się wujek Abdul Nasraoui.
Trzymam za słowo.

Kuzyn Yamala ostatecznie daje się jednak pociągnąć za język. Gdy mówię mu, że jestem rodakiem Szymona Marciniaka, od razu zmienia nastawienie. Widać po nim, że zaczyna się w nim gotować, a temperatura wrzenia zbliża się bardzo szybko.
Od razu zaczyna wyliczać — w jego mniemaniu — błędy polskiego arbitra w meczu Interu Mediolan z Barceloną. Nie ma wątpliwości, że to przez Marciniaka Yamal i spółka zostali pozbawieni gry w finale.
Wszystko podsumowuje dosadnym epitetem: sk*****l.
przegladsportowy