Game

Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

Germany

Down Icon

WYWIAD - Szwajcarski przewodnik polarny mówi: „Nie wiedziałem, czy utonę, czy może zje mnie niedźwiedź polarny”

WYWIAD - Szwajcarski przewodnik polarny mówi: „Nie wiedziałem, czy utonę, czy może zje mnie niedźwiedź polarny”
Szwajcarski przewodnik polarny Thomas Ulrich utknął na krze lodowej w 2006 roku – po kilkudniowej akcji ratunkowej uratowali go rosyjscy piloci helikopterów.

Monica Bertolazzi / Getty

Thomas Ulrich, alpiniści wspinali się na najwyższe szczyty, zjeżdżali na nartach z ośmiotysięczników i przemierzali burzliwe oceany i pustynie, spotykając niebezpieczne zwierzęta. Czy dziś nadal zdarzają się prawdziwe przygody?

NZZ.ch wymaga JavaScript do prawidłowego działania ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub program blokujący reklamy obecnie to uniemożliwia.

Proszę zmienić ustawienia.

Tak, oczywiście. W 2007 roku wyruszyłem z Bieguna Północnego wraz z Norwegiem Börge Ouslandem i podążyłem śladami Fridtjofa Nansena, słynnego polarnika, na północnosyberyjski archipelag Ziemi Franciszka Józefa, a stamtąd żaglówką dopłynąłem do Przylądka Północnego w Norwegii. Nikomu nie udało się tego osiągnąć przez ponad sto lat.

Za wyprawę, która trwała ponad sto dni, w 2008 roku magazyn National Geographic przyznał Ci tytuł Podróżnika Roku. Jednakże w świecie wspinaczki górskiej od dawna liczy się tylko i wyłącznie jedno: prędkość .

Zasadniczo każdy powinien robić to, na co ma ochotę. Ale wyzwania związane ze stoperem nie są moją mocną stroną. Dlaczego powinienem mierzyć swoją szybkość? Poruszam się szybko tylko wtedy, gdy jest to konieczne ze względów bezpieczeństwa lub gdy kończy mi się jedzenie. A jest jeszcze jeden powód.

Jaki?

Kiedy chcę wrócić do domu, gdzie panuje mróz. Ale podczas żadnej z wypraw nie spojrzałem na zegarek. Byłoby to zbyt niebezpieczne. Bo przygoda jest dobrą przygodą tylko wtedy, gdy wracasz do domu cały i zdrowy. Dotyczy to również ekstremalnych alpinistów Alexa Honnolda, Daniego Arnolda i zmarłego o wiele za młodu Ueli Stecka. To, co osiągnęli wszyscy trzej, jest imponujące. Śmierć mojego przyjaciela Ueli Stecka, który spadł na Nuptse niedaleko Mount Everestu w 2017 roku, nadal mnie porusza. Są chwile, kiedy zadaję sobie pytanie: Czy to, co robimy, ma sens?

Jaka jest dla Ciebie dobra przygoda?

Chcę cieszyć się naturą i jej pięknem. I nie wiedząc, czy na wyprawę potrzebuję 92 czy 93 dni.

Legenda alpinizmu Reinhold Messner często mawiał o swoich wyprawach: „Wyruszamy tam, gdzie można umrzeć, aby nie umrzeć”. Co o tym myślisz?

Przed wyprawą omawiam wszystkie scenariusze. Setki razy optymalizowałem i testowałem swój sprzęt i scenariusze awaryjne. Z pewnością nie szukam niebezpieczeństwa, a jedynie intensywnych przeżyć.

Czy zatem przeczysz Messnerowi?

Tak. Dlaczego przygoda musi wiązać się z ryzykowaniem życia? To byłoby po prostu niedbalstwo. Chcę żyć i przetrwać. Spacer po buszu może być równie spektakularny i pełen wrażeń, jak zbudowanie sobie drewnianej chaty na Alasce lub w Kanadzie i spędzenie w niej zimy.

bko. Thomas Ulrich z Berner Oberland szkolił się na przewodnika górskiego, a później specjalizował się w przekraczaniu dużych pustyń lodowych. W 2006 r. próba Ulricha, aby samotnie przebyć Ocean Arktyczny na 1800-kilometrowej trasie z Syberii przez biegun północny do Kanady, nie powiodła się. Po kilkudniowej akcji ratunkowej rosyjscy piloci śmigłowców uratowali go z kry lodowej. Rok później Ulrich udał się na Biegun Północny z Börge Ouslandem. Po 85 dniach marszu pieszo, na nartach, z latawcami i kajakami dotarli na wyspy Ziemi Franciszka Józefa. Stamtąd popłynęli na Przylądek Północny i dotarli na Biegun Północny po 113 dniach od rozpoczęcia wyprawy. Jako przewodnik polarny, 57-latek prowadzi również wyprawy komercyjne.

Zwornik

Chciałeś pojechać do Kanady w 2006 roku. W tamtym czasie Twoim celem było zostać pierwszą osobą, która samotnie przekroczy Biegun Północny z Syberii do Kanady. Co poszło nie tak?

Wszystko. Byłem w złym miejscu o złym czasie. Krótko po starcie rozpętała się straszna burza. Kra lodowa, mająca wielkość czterech lub pięciu boisk futbolowych, rozpadła się jak układanka upuszczona na ziemię. Pod mną i moim namiotem widziałem tylko czarną wodę. Spełnił się najgorszy scenariusz. Po raz pierwszy w życiu musiałem podnieść alarm. Problemem było jednak to, że rosyjska ekipa ratunkowa przybyła dopiero po czterech dniach z powodu burzy. To część przygody.

Jak się ostatnio czujesz?

To były najgorsze dni w moim życiu. Dwa tygodnie wcześniej uczestniczyłam w wieczorze rodzicielskim mojej córki w Szwajcarii. Teraz siedziałem na pękającej krze lodowej, nie wiedząc, czy utonę, czy też zje mnie niedźwiedź polarny. Efektem były silne ataki paniki, a dopiero potem pojawił się gniew i brak pewności siebie. W pewnym momencie poczułem się po prostu smutny. A potem rozłożyłem namiot.

Zniszczyli twoje jedyne schronienie. Z jakiego powodu?

Przed wyprawą moje córki pomalowały wnętrze namiotu, tak abym mogła widzieć ich rysunki i motywujące hasła, gdy będę w nim leżeć. Ponieważ w pewnym momencie założyłem, że już ich nigdy nie zobaczę, umieściłem wycięte rysunki po lewej stronie kurtki. Chciałem, żeby byli bliscy mojemu sercu, gdybym umarł.

Przeżyli.

Brzmi to bohatersko, ale tak nie było. Krzyczałam i płakałam. I zdałem sobie sprawę, że to ja jestem tym, kto może utrzymać się przy życiu. Miałem wtedy przy sobie broń, ale kaliber .44 Magnum był przeznaczony do polowań na niedźwiedzie polarne. Ostatecznie miałem dużo szczęścia, że ​​przeżyłem.

Jak realistyczne jest to, że zaatakuje cię niedźwiedź polarny na krze lodowej?

Tam może się zdarzyć wszystko. Kiedyś na wyprawie na Grenlandię miałem ze sobą tylko jedną lekką łopatę z włókna węglowego. To był błąd. W tym czasie zbierała się również potężna burza. Od czasu tego doświadczenia zawsze noszę ze sobą dwie mocne łopaty, abym mógł lepiej zakopać siebie i moich klientów.

Pogrzebać?

Tak, w przeciwnym razie byśmy odlecieli. Mimo wszystko musieliśmy przetrwać burzę przez jedną noc. Następnego dnia szliśmy dwanaście godzin do nieczynnej stacji radarowej. Przypadkiem był tam belgijski przewodnik ze swoimi klientami. Razem spędziliśmy pięć dni w tej piekielnej burzy. Gdy pogoda znów się poprawiła, Belg skierował się na północ, a my na wschód.

Czyli wszystko skończyło się dobrze?

Po przybyciu do cywilizacji dowiedziałem się, że wpadł w szczelinę na oczach swoich klientów. Pęknięcie było zbyt głębokie, aby można było go uratować.

Hans Kammerlander niedawno stwierdził, że z jego przyjaciół pozostał tylko Reinhold Messner, z którym wspiął się na kilka ośmiotysięczników. Wszyscy pozostali towarzysze podróży w góry zginęli.

Właśnie z tego powodu dwadzieścia lat temu zrezygnowałem z ekstremalnej wspinaczki górskiej i wybrałem wielkie pustynie lodowe. Wciąż pamiętam Cerro Mayo w Argentynie. Byłem tam z moim przyjacielem Börge Ouslandem. Zjeżdżaliśmy na linie po 800-metrowej ścianie lodowej, gdy nagle tony lodu spadły nam na głowy. Dziesięć sekund wcześniej i pochłonęłaby mnie lawina lodowa.

Członkowie wyprawy Fridtjofa Nansena na Biegun Północny w 1894 roku. Nansen zrewolucjonizował techniki podróżowania po biegunach, torując drogę późniejszym wyprawom na Arktykę i Antarktydę.

Zdjęcia Brandstaettera / Hulton / Getty

Podczas swoich wykładów zawsze pokazujesz ogłoszenie Sir Ernesta Henry’ego Shackletona, za pomocą którego rekrutował uczestników do przekroczenia Antarktydy : „Poszukujemy ochotników do niebezpiecznej wyprawy. Niskie płace, przenikliwy chłód. Powrót niepewny.» Co przychodzi Ci na myśl, gdy widzisz tę reklamę?

Że urodziłem się w złym stuleciu. Dziś przed wyprawami podpisuję polisy ubezpieczeniowe i rezerwuję loty na miejsca startu. To ogromna różnica w porównaniu do tego, co było wcześniej. Ernest Shackleton wyruszył na wyprawy na początku XX wieku nie wiedząc, czy kiedykolwiek wróci do domu.

Podziwiasz go?

Tak. A także Fridtjof Nansen, norweski badacz polarny. Nansen był pierwszym człowiekiem, który przekroczył Grenlandię w 1888 roku, a wiele lat później ruszył w kierunku Bieguna Północnego. Przeszedł do historii jako człowiek, który utorował drogę wszystkim późniejszym wyprawom na Arktykę i Antarktydę. Nansen jest pionierem. Chciałbym z nim podróżować.

Jednym z pionierów badań polarnych był Norweg Fridtjof Nansen.

Archiwa Underwood / Getty

Czy dziś nadal istnieją tacy poszukiwacze przygód?

Dziś, wliczając w to Ouslanda, Południowoafrykańczyka Mike'a Horna i być może mnie, jest wielu ludzi, którzy mają odwagę podjąć się takich wypraw. Ale nie można zapominać, że nawet najmniejszy ból może kosztować życie. Kilka lat temu, będąc na Arktyce, odmroziło mi się twarz. Wyglądałem, jakbym wsadził twarz w gniazdo szerszeni. Gdybym nie miał przy sobie odpowiedniego antybiotyku, mógłbym umrzeć. Tylko w takich niegościnnych miejscach można zdać sobie sprawę, że warto żyć.

Jednak zawsze ciągnie cię do miejsc, które są wrogie życiu. Dokąd się teraz wybierasz?

Podróżuję już nie tylko ze znajomymi, ale także oferuję takie przygody komercyjnie. Pod koniec listopada wyruszyłem z klientem indywidualnym. Razem z nim wyruszyliśmy z Bieguna Południowego w kierunku Góry Vinsona, najwyższej góry Antarktydy o wysokości 4897 metrów. Dla nas było to zadanie herkulesowe: najpierw 1400 kilometrów pieszo, na nartach, latawcach i saniach przez Antarktydę, a potem wspinaczka na górę o wysokości 5000 metrów!

A ile to kosztuje?

Za te pieniądze możesz kupić samochód Jamesa Bonda od Aston Martina. Nigdy nie miałem tak dużej ilości pieniędzy na koncie bankowym. Natomiast wyżywienie i zakwaterowanie są wliczone w cenę.

W cenę wliczona jest zupa, jaka hojna.

No cóż, to nie jest tak, że spakuję rzeczy w piątek wieczorem i wylecę w sobotę rano. Taka wyprawa wymaga miesięcy przygotowań. Ponadto moi klienci wiedzą, że gdy ze mną podróżują i powierzają mi swoje życie, otrzymają wyłącznie najwyższą i najlepszą jakość pod względem materiałów, doświadczenia i organizacji. Jestem precyzyjny jak szwajcarski zegarek, zawsze pracuję.

Jak spędzić dwa miesiące z nieznajomą osobą? Nie dość, że spędzają razem całe dnie, to jeszcze śpią w tym samym namiocie.

Po wylądowaniu ani organizator wyprawy, ani klient nie istnieją. Zaczynamy jako drużyna i przyjaciele, wracamy jako drużyna i jeszcze lepsi przyjaciele. Warunki są jasne: on ma pieniądze na wyjazd, ja mam doświadczenie. Myślę, że to dobry zespół.

Zawsze?

Były też wycieczki, podczas których uczestnicy tłumaczyli mi, jak możemy szybciej przedostać się przez Arktykę. Powiedziałem mu: „Przyjacielu, w domu ty jesteś szefem. Ale jeśli chcesz wrócić do domu, musisz zrobić to, co ci teraz powiem. W przeciwnym razie nie przeżyjesz.”

Jak zareagował?

Przyjął to dobrze. Niedługo po naszym przyjeździe zadzwonił do mnie ponownie i zapisał mnie na kolejną wycieczkę. Musisz wiedzieć: ludzie, którzy rezerwują ze mną podróż wartą cenę luksusowego samochodu, nie są najbardziej przyziemni. Zazwyczaj mają dużo pieniędzy. Ale na lodzie, często tysiące kilometrów od cywilizacji, pieniądze te nie są dla nich zbyt przydatne. Tam obowiązują inne prawa.

Twoje prawa?

Słucham każdej opinii, ale biorę ją pod uwagę przy podejmowaniu decyzji tylko wtedy, gdy jest przydatna. Bo ostatecznie to ja ponoszę odpowiedzialność. Ludzie muszą mi się podporządkować, bo mam niezbędne doświadczenie. Dlatego radzę wszystkim, aby mnie posłuchali. Dzięki temu ich życie tam jest o wiele przyjemniejsze.

Czy Twoim zdaniem mężczyźni i kobiety przygotowują się do wypraw inaczej?

Kiedy kobieta zgłasza się na wyprawę, wiem, że prawie nic nie może pójść źle. Kobiety niczego nie pozostawiają przypadkowi i zawsze są w doskonałej formie. Mężczyźni natomiast często zmagają się ze swoją chroniczną nadmierną pewnością siebie. Biegają dwa razy w tygodniu i myślą, że to wystarczy na Arktykę.

A jak sobie radzisz ze strachem?

Jestem tylko człowiekiem. I to przerażający. Podróż do niegościnnego środowiska naturalnego niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwa. To obszar, w którym pech może mieć daleko idące konsekwencje. Każdy uczestnik musi podpisać oświadczenie i wyrazić zgodę na poniesienie ryzyka.

nzz.ch

nzz.ch

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow